Moje 10 sposobów na chwytanie chwil — jak wcielam w życie zasadę „carpe diem".



Umiejętność cieszenia się życiem i rozkoszowania chwilą to sztuka nieomal zapomniana. Ludzie, jeśli już psują siebie w jakikolwiek sposób, to zwykle wybierają po prostu kupowanie nowych i niepotrzebnych rzeczy. Osobiście nie cierpię nadmiaru przedmiotów w swoim otoczeniu i staram się systematycznie z nim walczyć, zatem psucie siebie wygląda w moim wykonaniu zupełnie inaczej. Ale wierzcie mi, doszłam w tym do prawdziwej perfekcji! Przez długi czas mojego życia miałam wyrzuty sumienia zajmując się sobą. Poza tym, zwyczajnie nie miałam na to czasu. Śmierć mojego mężczyzny uświadomiła mi, ze jest zupełnym bezsensem  poświęcanie większości  swojego czasu na prace, z której  owoców nie macie nawet czasu korzystać. 
 Później zaś nie robiłam nic innego - kompulsywnie starałam się pocieszyć po wszystkich złych rzeczach które mnie w życiu spotkały i odreagować 
-na tej samej zasadzie jak dziecku które rozbiło kolano kupuje się lody. Uświadomiłam to sobie całkiem niedawno, dzięki czemu udało mi się dojść do względnej równowagi. 

Po pierwsze — wydaję mnóstwo pieniędzy na uczenie się nowych, sprawiających mi przyjemność rzeczy, i na książki. Życie nauczyło mnie, że tylko tego, co zainwestuję w siebie, nikt nie będzie mi w stanie odebrać. Inwestowanie w umiejętności to najbardziej opłacalna inwestycja. 
 A książki zawsze dają mi mnóstwo przyjemności. Jeśli mam wysokie moce intelektualne, sięgam po pozycje historyczne i poradniki (oczywiście mam na myśli poradniki eksperckie np. o winie, a nie te mówiąc mi „jak żyć”). Kiedy mam ochotę oderwać się od wszystkiego, strzałem w dziesiątkę jest fantastyka lub kryminał. Co tu dużo mówić, pożeram książki niczym wygłodniały lew zebrę na sawannieJ
Po drugie, kino. Kino jest wprawdzie najniższą ze sztuk, ale jakże skutecznie pozwala uciec od problemów dnia codziennego! Poza tym uwielbiam sam rytuał chodzenia do kina. Mam też swój własny klucz wybierania filmów, dzięki czemu rzadko kiedy jestem rozczarowana. Dobre towarzystwo jeszcze tę przyjemność pomnaża, chociaż nie zawsze jest mi potrzebne;)
Po trzecie, staram się wysypiać. Przy mojej bezsenności jest to raczej trudne, ale kiedy się już uda, śpię do oporu. Pomijając niezbędną regenerację organizmu, mam bajeczne sny — wyraziste, kolorowe i pełne ciekawej fabuły. Co więcej, prawie nigdy nie miewam koszmarów. Uwielbiam spać i jedyne, co może mnie zmusić do nastawienia budzika, to bardzo wczesny lot samolotem. Choć wtedy zwykle w ogóle się nie kładę i odsypiam całą podróż dopiero na miejscu. Wszyscy w moim najbliższym otoczeniu już się nauczyli, że najważniejszą zasadą pozwalającą na życie ze mną w zgodzie jest zasada pt. „nie budzić”.
Po czwarte — uwielbiam jedzenie, którym mogę się rozkoszować. Ale także samo gotowanie i pieczenie. Dla siebie, a jeszcze lepiej dla kogoś. Nieduże ilości absolutnie wybornych rzeczy do jedzenia. Dostarczanie swojemu ciału tylko najlepszej jakości składników. Testowanie restauracji. Odwiedzanie kawiarni i cukierni. Wszystko to uwielbiam! Wszędzie jest tak wiele nowych smaków do poznania i tak dużo ciekawych miejsc do zobaczenia.
Po piąte — rozpsuwanie swojego ciała — masaż, spa, długie kąpiele
 Kocham masaże, a czasem jestem też tak po prostu spragniona dotyku drugiej osoby. W moim świecie dotyk ukochanej osoby nie jet możliwy, ale masaż to dobry erzac i ciało w pewnym stopniu daje się oszukać. Poza tym świetnie działa na zdrowie. Różne male dokuczliwe dolegliwości takie jak spięte łydki czy ból kręgosłupa, mijają. 
 Jeśli masaż, to co najmniej dwugodzinny. Jeśli kąpiel, to gorąca, z pianą, olejkami, peelingami, solą morską i płatkami róż. Do tego koniecznie dobra muzyka.
 Dzień bez kąpieli jest dla mnie dniem absolutnie straconym. Dawniej, gdziekolwiek mieszkałam, zawsze miałam albo 50-cio litrową termę, która raczej nie pozwala na wzięcie kąpieli w 300 litrach gorącej wody, albo prysznic. Przekształcenie zwykłej kąpieli w długi i bardzo przyjemny rytuał to moje marzenie, które wreszcie się zrealizowało.
Po szóste, nigdy i nigdzie się nie spieszę. Choćby się paliło i waliło, staram się zachować stoicki spokój i kompletnie nie daję się ponieść gorączce miasta. Na korki nic nie poradzę, a na poślizgi spowodowane opieszałością, ślamazarnością czy niekompetencją innych ludzi mój wpływ jest zerowy. Jeśli zaś spierdolę coś osobiście, to cóż — płacz nad rozlanym mlekiem też nie ma żadnego sensu. Jednym słowem, hakuna matata! Może właśnie dzięki temu poziom kortyzolu mam taki, jak plemiona zbieracko-łowieckie. Wiem, bo badałam. Generalnie, niech świat sobie głupieje beze mnie. Ja na pewno nie będę brać udziału w tym cyrku! Postoję z boku, poobserwuję… I tyle!
Po siódme — sport. To zdecydowanie najtrudniejszy ze wszystkich sposobów, bo kiedy twoje samopoczucie gwałtownie się pogarsza i opadasz z sił, sport to ostatnie, na co masz ochotę. Jednak z własnego doświadczenia wiem, że trzeba się zmusić. Wytrzymać pierwsze 10 minut. Bo kiedy organizm już się rozgrzeje, nagle wysiłek zamienia się w mega frajdę. Żałuję tylko, że nie mieszkam nieco bliżej lasu, bo ze wszystkich aktywności najbardziej lubię kilkugodzinną jazdę rowerem po dziczy. Ale na szczęście nie jest znów tak daleko. Uwielbiam też długie spacery, choć w Warszawie można je praktykować głównie w nocy, bo przez większość roku stan powietrza niestety nie sprzyja spacerowiczom. Natomiast jeśli jestem poza miastem, to eksplorowanie okolicy zamienia się bezsprzecznie w cel numer 1. Spacer jest dla mnie moim własnym rodzajem medytacji. Piesze wycieczki to najlepszy sposób, żeby coś przemyśleć.
Punkt numer 8 to gry komputerowe. Zero oszczędzania, najbardziej rozbudowane wersje. Full wypas. Czasami zdarza mi się zniknąć na dwa tygodnie, oderwać się całkiem od rzeczywistości, i powiem wam, że nie mam z tego powodu najmniejszych wyrzutów sumienia. Co jakiś czas każdy musi odpocząć od własnego życia. I tu z pomocą przychodzi mi wirtualna rzeczywistość.
Punkt 9 — piszę. Bo nagromadzone emocje najlepiej jest skanalizować właśnie w ten sposób, nawet jeśli jest to pisanie tylko dla siebie. Niezwykle inspirująca jest też możliwość cofnięcia się w czasie o rok lub dwa i sprawdzenia, o czym wtedy myśleliśmy, jakie problemy nas dręczyły i… jak małe wydają się z perspektywy casu. Dla osób postronnych moja pisanina brzmi czasem jak narzekanie, ale cóż… O to właśnie chodzi, żeby dać upust trudnym emocjom i dłużej się nimi nie truć, prawda? Instagrama i Facebooka też traktuję od dłuższego czasu jak pamiętnik i rejestr tego, co się wydarzyło, a niekoniecznie jak medium społecznościowe.
I wreszcie punkt 10, czyli podróże. Podróż jest jak magia, jak wskoczenie w całkiem inny wymiar. To niesamowita stymulacja dla mózgu, a jednocześnie ogromna przyjemność. Nic tak bowiem nie poprawia nastroju jak włóczenie się po świecie. Trzeba przyznać, że na największe kłopoty zawsze reaguję kompulsywną ucieczką. Nie jest to łatwe, kiedy ma się w domu małe zoo i boi się latania samolotem bardziej niż czegokolwiek innego. Ale jednego jestem pewna — naprawdę warto. Mam swoją listę miejsc do zobaczenia i czasem obawiam się, że nie wystarczy mi czasu, by „odhaczyć” wszystkie punkty. Ale próbować zawsze można, czyż nie?

Każdemu proponuje na chwile się zatrzymać, pobyć samemu ze sobą i zastanowić się co Wam sprawia największą przyjemność. Ludzie maja mały kontakt sami ze sobą pogubieni w codziennej bieganinie. Dają powodować sobą presji społecznej, presji stereotypów i presji przyzwyczajeń. W związku z czym biegają jak chomiki w kołowrotkach. Gubiąc po drodze wszystko co ważne, w tym siebie. Widać to najbardziej w okresach przedświątecznych. Na prawdę nie musisz stać w tej kolejce 40 osób. Nic się nie stanie, jeśli nie zapełnisz swojego śmietnika zepsutym jedzeniem i nie przytyjesz 3 kilo. Naprawdę nie musisz spędzać tego czasu z rodzina, jeśli to dla Ciebie stresujące. Nie musisz stać w tym korku , lub tłuc się gdzieś w ścisku pociągiem, bo ktoś powiedział , ze tak wypada. Swiat się nie zawali.Lepiej spędź czas sam ze sobą lub z ludźmi na których towarzystwie naprawdę Ci zależy. Przykłady można by mnożyć. A mamy tylko jedno życie i tylko jedno zdrowie. Powodzenia! 

Comments

Popular posts from this blog

Konsekwencje

Majstrowanie przy twarzy, czyli kompendium mojej wiedzy i doświadczeń dotyczących medycyny estetycznej.

Bagaż.